Matterhorn 2017


-MATTERHORN! jedziesz?

Matterhorn słynna piramida EUROPY, GÓRA GÓR!

-Jasne! kiedy?

-Czerwcówka. Planowo wyjazd sobota 10 czerwca.

-Czerwiec, Alpy ponad 4000 metrów. Może być różnie, jak przypierdzielił śniegiem to możemy mieć jeszcze zimowy warun. Będziemy śledzić pogodę i zdecydujemy na bieżąco.

podejście pod Matterhorn

podejście pod Matterhorn

 

PRZYGOTOWANIA

 

I śledziliśmy polecam serwis: (klik) – nie jest może super dokładny ale można odczytać trendy.

No i oglądaliśmy na kamerkach…Tak codziennie rano przed trzeba było zerknąć co tam na Mattcie (klik).

 

Jak to przed wyjazdem proces zbierania informacji gdzie z całego gąszczu polecam tą relacje (też z czerwca): (klik)

 

Nasz problem polegał na terminie. Sezon letni na Matterhorna to Lipiec, Sierpień i ewentualnie początek września. Czerwiec jest ryzykowny.

 

Pogoda jednak dopisała, jeszcze w dzień wyjazdu (sobota punkt 20) sprawdziliśmy prognozy i kamerki. Ładnie, mało śniegu, śladowe opady, okno pogodowe we wtorek!

Widok z poziomu Hornlihutte

Widok z poziomu Hornlihutte

JEDZIEMY!

 

Wybraliśmy grań szwajcarską Hörnli (północno-wschodnia). Jest to dość łatwa technicznie droga, trudności UIAA na poziomie III, ale bardzo długa i eksponowana. Jednak ostateczny wybór padł ze względów estetycznych. To właśnie Hörnligrat nadaje Górze ten majestatyczny piramidalny wygląd. Po prostu klasyka i marzenie każdego pasjonata gór.

 

W związku z powyższym, naszym punktem startu było szwajcarskie miasteczko Zermatt! Jak wyobrazimy sobie Zakopane ale bez tandetnym odpustowych stoisk, szpecących reklam, smogu i wielu innych podhalańskich “przyjemności” to otrzymamy mniej więcej Zermatt. Przepiękna, bajkowa wprost miejscowość, która pomimo tego że jest światowym centrum turystyki zachowała cudowny górski klimat. Da się?

 

Tutaj Uwaga! do samego Zermatt nie wiedziecie! Auto trzeba zostawić na płatnym (a jakże, to Szwajcaria tutaj nawet powietrze kosztuje) parkingu w miejscowości Täsch. Stamtąd jedziemy około 15 min kolejką do samego Zermatt (8.20 CHF) – kolejka odjeżdża co godzinę przez całą dobę!

 

W Zermatt pierwszy raz ujrzeliśmy Matta! Gigantyczna śnieżno – skalista piramida górująca nad sielankowym miasteczkiem robi piorunujące wrażenie. Jest jak z innej bajki – tutaj zielono upalnie a tam w oddali, MORDOR!

Tutaj mamy dwa wyjścia – albo idziemy z buta do hotelu Schwarzsee (4583) co powinno zająć jakieś 2.5 h podejścia (liczone na lekko my nosimy ciężkie garby). Albo jedziemy kolejką co powinno zająć jakieś 5 min i 31 CHF.

 

Po burzliwych naradach decydujemy się na kolejkę. Ze Schwarzsee pozostanie jeszcze kolejne 2.5h podejścia (liczone na lekko) do Hornlihutte (3260) – miejsca startu właściwej wspinaczki. A jak dzisiaj zrobimy 1700 metrów podejścia z plecakami to jutro do 4 rano (bo tak się powinno startować) na pewno się nie zregeneruje.

 

Niestety okazało się że kolejka do (Schwarzsee) jest nieczynna!  My już nastawieni na wygodną podwózkę w przypływie zbiorowego ogłupienia, bierzemy kolekcję do Trockener Steg na wysokość 2900 m npm. Plan był taki żeby przetrawersować do Hornlihutte.

 

Jednak plan jak to plany mają w zwyczaju wziął w łeb! Trawers okazuje się niemożliwy. A my  musimy schodzić do Schwarzsee co zajmuje nam 2.5h – jestesmy w punkcie wyjścia lżejsi o 41 CHF sic!

 

Teraz ładnym szlakiem dochodzimy do Hornlihutte. Mi i Dawidowi zajmuje to planowe 2.5 godziny. Bartek i Marcin pomimo dobrej formy ale ze znacznie cięższymi plecakami idą około 4h.

 

 

HORNLIHUTTE (3260)

 

Jest to duże schronisko z którego startują wszystkie wyprawy na grań hornli. Otwarte w terminach od 1 lipca do 17 września. Na szczęście gdy oficjalnie schronisko jest zamknięte pozostawiono do dyspozycji wspinaczy 20 osobowy schron. Piętrowe łóżka, stolik i ława, kibelek – cóż więcej potrzeba? No może wody! Akurat z tym musimy radzić sobie sami! Topiąc śnieg lub gdy słoneczko przyświeca wlewając wodę do ze strumyczków czy rynien. Nie było z tym większego problemu.

 

ATAK

Bartek z Dawidem przypuszczają atak już następnego dnia jednak dopiero o 7 rano. Ja z Marcinem postanawiamy poczekać jeden dzień by zregenerować siły i zrobić rekonesans. Około godziny 17 wraca przewodnik z klientem którzy wystartowali o 4 rano. Dowiadujemy się wielu pożytecznych wskazówek:

 

– droga czasami zbacza na ścianę wschodnią – nigdy północną!

– na drodze skała jest zdecydowanie bardziej lita co miało spaść już dawno spadło.

– drogę najłatwiej odnaleźć po odrapanych rakami skałach.

 

Uzbrojeni w dobre nastawienie. Nowe pożyteczne informacje i znajomość pierwszych 30 min drogi wyruszamy o 4.15.

Już na samym początku pojawiają się pierwsze problemy orientacyjne. Po około 40 minutach natrafiamy na 20 metrową ściankę, na górze widać stanowisko ze starych repów. Niby tedy ale…ale to zdecydowanie nie jest trudność III raczej VI+. Zrobić można tylko że nam śpieszno na szczyt i nie szukamy wariantów ale drogi najszybszej!

BŁĄD! – trzeba było tam iść.

 

Zamiast tego wchodzimy w ultra kruchy żlebik i kluczymy po niepewnym terenie.

W Końcu natrafiamy na grań i JEST DROGA!

Kolejne wyciągi idziemy na lotnej na całą długość liny. Wspinaczka idzie świetnie, robimy metry skały. Pogoda dopisuje, słoneczko, cieplutko, chce się żyć! Tak pięknie się wspina że nie zauważamy jak znowu tracimy drogę! Jesteśmy za bardzo na ścianie wschodniej i tak mozolnie w kruchym terenie dochodzimy do schroniska Solvay hut na wysokości 4000 metrów.

Wszystko byłoby świetnie gdyby nie fakt że zajęło nam to 6 godzin ciągłego wspinania a nie “max three hours”  jak twierdził przewodnik. Dodatkowo słońce wypruło nas z sił.

 

SOLVAY HUT (4000)

Dawid przy Solvayu (4003)

Dawid przy Solvayu (4003)

Malutkie schronisko ratunkowe zbudowane w 1915 roku przez Belgijskiego przemysłowca Ernesto Solvaya. W schronisku spotykamy wyziębionych ale szczęśliwych Bartka i Davida. Dotarli na szczyt ale dopiero o 19.30, podczas zjazdów zastała ich noc więc musieli kiblować w ścianie. Spali 40 metrów nad solvay hut! W nocy małe, przyklejone do skały schronisko jest zupełnie niewidoczne.

 

Po 30 min odpoczynku wyruszyliśmy dalej. Dziarsko obraliśmy kierunek na najbliższy widoczny stan, na ścianie wschodniej.

BŁĄD! – droga wiedzie praktycznie z dachu schroniska dalej na grań.

Po jakimś czasie trafiamy na słynne pionowe odcinki z grubymi linami poręczowymi. Nie kombinujemy z asekuracją (prusik nie zdał egzaminu) – walimy z buły a przeloty zakładamy na punktach zaczepienia plecionych lin. W partii szczytowej orientacja jest już ewidentna. Co ok 30 metrów osadzony jest stalowy pręt (zjeżdża się z nich przy schodzeniu). Warunki śniegowe tego dnia pozwalają na akcje bez raków czy nawet czekana.

 

SZCZYT (4478)

wierzchołek włoski

wierzchołek włoski

Marcin Lis na Szczycie

Marcin Lis na Szczycie

To sem ja na szczycie Matterhornu

To sem ja na szczycie Matterhornu

Około godziny 16 a więc po czterech godzinach od solvaya trafiamy na grań szczytową. Na szczycie stajemy o 16:10 13 czerwca 2017. Chcąc dojść do słynnego krzyża trzeba przejść kilkaset metrów ostrą jak brzytwa grań. Nam pogoda dopisuje – piękne słoneczko minimalny wiatr. Więc możemy spokojnie przejść ten niezwykle eksponowany i bardzo satysfakcjonujący fragment. Grań przechodzimy na lotnej ale udaje się założyć kilka punktów asekuracyjnych. Kilka fotek i w dół, czas goni!

 

Bartek w zjazdach

Bartek w zjazdach

ZEJŚCIE

Zjazd / zejście okazało się nie mniej męczące od wejścia. Teren jest zbyt trudny i eksponowany do bezpiecznego i szybkiego zejścia, trzeba mozolnie zjeżdżać na linie. Zmęczenie plus problemy z orientacją poniżej kopuły szczytowej robią swoje więc dopiero o 23  stajemy na werandzie Solvay hut. Przy czym można powiedzieć że mieliśmy szczęście bo już o północy rozpętała się solidna burza.

 

Po dość komfortowym noclegu (dach nad głową, nie pada, nie wieje,  są ciepłe koce) o 6 rano kontynuujemy schodzenie. Jedynym problemem jest woda. Ja zabrałem 3 litry jednak poprzedniego dnia przy podejściu w upale strasznie dużo wypociłem. Więc rano w solvayu byłem już mocno odwodniony. Zjazdy i momentami zejścia zajmują nam kolejne siedem godzin. Bardzo zmęczeni ale szczęśliwi do hornlihutte trafiamy o 13 po południu. Jeszcze tego samego dnia schodzimy do Zermatt.  

 

PODSUMOWANIE

 

Matterhorn granią Hornli pomimo niskich trudności technicznych jest poważnym alpejskim wyzwaniem.

  • Droga jest długa i męcząca (wymagająca kondycyjnie) dodatkowo sprawia problemy orientacyjne co czyni ją (jak w naszym przypadku jeszcze dłuższa).
  • Grań jest mocno eksponowana co wymusza ciągłą koncentrację.
  • Trudności III są trudnościami drogi przez problemu z orientacją można trafić na nieco trudniejsze fragmenty.
  • W przypadku załamania pogody: opadów śniegu, oblodzeń może zrobić się naprawdę nieciekawie.

 

Wymienione trudności wynikają głównie z problemów orientacyjnychm, które jak sądze w sezonie ze względu na popularność nie występują. Myśmy byli na Górze we dwójkę. Podejrzewam że w zimę sprawa robi się NAPRAWDĘ poważna.

 

SPRZĘT

 

Lina pojedyncza, 5 ekspresów górskich, 4 średnie friendy (przydatne), kilka taśm, kilka repów, raki (nie użyte), dziabka (zamiast czekana). Warto zabrać kilka melonów do pozostawienia przy zjazdach.

 

Poniżej filmik złożony przez Marcina Lisa 🙂

Podziel się !