Cordiliera Blanca i Santa Cruz Trek.


DSC_0433

 

W Caraz lądujemy wcześnie rano. Granatowe niebo i mocne słońce chwilowo przeganiają moją największą obawę – będzie zimno…

Kolejnego dnia stoimy już na starcie szlaku, szeroko znanego jako S a n t a  C r u z. Na wejściu zatrzymuje nas przygłupi strażnik, krzycząc najpierw, że bez przewodnika do parku wejść nie możemy (co jest wierutną bzdurą). Potem, że musimy wracać się do Huaraz ( 2h busem) po jakiś dokument ‘muy importante’. W końcu, strasząc nas ‘mucho problemo’ łaskawie sprzedaje nam koszmarnie drogie bilety, które miały być kilkakrotnie sprawdzane na szlaku, a których zgodnie z naszymi podejrzeniami, nikt już więcej oglądać nie chciał.

 

DSC_0590

DSC_0587

Po dwóch godzinach podejścia roztacza się przed nami widok na gigantyczną dolinę (Quebrada  Santa Cruz), otoczoną z obu stron masywami gór. Wszystko jest naprawdę ogromne, i mimo pewnej ‘tatrzańskiej swojskości’, rozrzedzone powietrze, lodowce sześciotysięczników i niekończące się odległości, przypominają, że t a k, to Andy.

Pierwszy camping robimy przy mniejszym z dwóch jeziorek, będących de facto rozlewiskami rzeki (tradycyjnie, dwa miejsca na camping są nieco wcześniej). Po 18 zaczyna się ściemniać, zrywa się wiatr, zaczyna padać. I padało nam w nocy codziennie (taka już specyfika listopada, zbliża się pora deszczowa). Gotujemy w przedsionku namiotu.

DSC_0467

Rano budzi nas za to wczesne słońce. Jemy śniadanie na trawie, budząc ciekawość pasących się wszędzie wokół osiołków, które uparcie próbują towarzyszyć nam w posiłku 🙂

DSC_0472 (1)

Drugiego dnia, ścieżka prowadzi brzegiem drugiego, większego jeziora, po czym można pokusić się (co uczyniliśmy) o odbicie od głównego traktu w stronę base campu pod szczytem Alpamayo. Szlak prowadzi zakosami w górę na mirador (punkt widokowy), gdzie hipnotyzuje bliskość sześciotysięczników (cudny widok na Alpamayo i na Artesonaju). Tego wieczora, namiot rozkładamy w Taulipampie, na wys. 4200 m n.p.m.

DSC_0628

Trzeci dzień wędrówki dał nam nieco w kość. Podejście na przełęcz Punta Union (4750m n.p.m.) jest kulminacyjnym momentem treku, po czym schodzi się do innej doliny. Pogoda szaleje, pełne słońce na przemian z gradobiciem wymuszają częstsze postoje, zakładanie i ściąganie kurtek. I czuję, naprawdę c z u j ę wysokość, szczególnie, że plecak wgniata w ziemię. Wreszcie jest – Punta Union Pass. Góry wynagradzają nam wysiłek, chmury się rozwiewają, jest pięknie(!). Tak pięknie, że nie potrafimy się napatrzeć.

 

DSC_0735 (2)

DSC_0736 (2)

W ten sam dzień schodzimy jeszcze do miejsca ostatniego campingu (Peria, 3800 m n.p.m).

W ostatnim dniu nie pragnę już niczego prócz gorącego prysznica. Pogoda się załamuje, nad doliną otrzymuje się mgła, pada. Mamy do zrobienia ‘jedyne’ 5 km, które okazały się najdłuższymi 5 km, zakończonymi ponad godzinnym, dosłownie ‘dobijającym’ podejściem do wiochy Vaqueria (już poza Parkiem Narodowym). Tam trekking się kończy i można złapać colectivo, busa lub cokolwiek (co nie jest łatwe ani tanie). Łapiemy cokolwiek, co w naszym wypadku okazało się lokalną ciężarówką. Nieświadomi czekających nas kilometrów, ładujemy się do środka zamkniętej naczepy, na wory z ryżem. Jedziemy z kilkunastoma plastikowymi skrzyniami, trójką innych osób śpiących w najlepsze między worami i zwierzem, które okazało się małą świnią. W połowie drogi ciężarówka staje. ‘Cargo, cargo’ wrzeszczy kierowca i do naczepy w r z u c a j ą (dosłownie) dwa kolejne, kwiczące prosiaki. Podskakują na wybojach razem z nami. Jedziemy cztery, niekończące się godziny…

Bilet’ za tą przyjemność kosztował nas 13 Soli i 50 centów. Zażyczono sobie, co prawda 40S, ale… pokazując pusty portfel, dorzucamy zachowane z Ekwadoru pół dolara, i wykorzystując dezorientację na dźwięk słowa ‘dolar’ – odchodzimy.

Zastanawialiśmy się wcześniej, czy szlak Santa Cruz będzie zatłoczony. Otóż przez całe cztery dni treku, mieliśmy niewiarygodne poczucie bycia z górami sam na sam. Puste, ogromne doliny, biel szczytów, głuchy, niepokojący odgłos spadających na lodowcach lawin i budzący nas co rano spazmatyczny ‘kwik’ osła.  I przez cały ten czas, zaledwie kilka osób idących ze zorganizowanymi grupami w przeciwną do naszej stronę (zorganizowana grupa czyli grupa osłów niosących rzeczy, turystów na lekko, kucharza, tragarza, przewodnika i arriero (poganiacza osłów, które czasem obujczone bagażami ochoczo zaczynały truchtać w drugą, przeciwną do zamierzonej stronę – próbom takich ucieczek zawzięcie kibicowaliśmy 🙂 ) i u w a g a, osobnych namiotów do kąpieli i do spożywania posiłków.

A szlak oznaczony jest tak jasno, że nawet największy o s i o ł, nie ma prawa się tam zgubić.

 

Pozdrawiam,

Nat.

DSC_0437

DSC_0509

DSC_0492

DSC_0596

 

INFO PRAKTYCZNE

  • Santa Cruz Trek można zrobić w dwóch kierunkach. Z Cashapampy do Vaquerii, lub odwrotnie. My zaczynaliśmy w Cashapampie, przełęcz Punta Union (4750m n.p.m.) pokonuje się wtedy w trzeci dzień.
  • Mapa. Można się w nią zaopatrzyć w punkcie informacji wysokogówkiej na Plaza de Armas w Caraz (bardzo dobry angielski i bardzo rzetelne informacje). Nie wiadomo nam, jak jest w Huaraz, pewnie podobnie. Cena mapy: w kolorze – 10 Soli, czarno biała kopia – 3 Sole.
  • W pobliskich miejscowościach nie da się na daną chwilę zaopatrzyć w liofilizaty – warto się w nie zaopatrzyć wcześniej lub przygotować na noszenie znacznie cięższego plecaka.
  • Transport z Caraz do Cashapampy – colectivo taxi z placu za mercado. Taksówka odjeżdża gdy jest już naprawdę p e ł n a. Cena: 10 Soli na osobę, czas przejazdu: 1h gruntową drogą.
  • UWAGA! Weryfikacja Lonely Planet. Cena biletu do Parku Narodowego Huarascan wynosi teraz 65 Soli (nie, jak wcześniej, 5 Soli na dzień). Bilet ważny jest prze tydzień i nie ma możliwości zakupu tańszego, na krótszy czas. Bilet jest imienny, z numerem paszportu i rzekomo miał być kontrolowany kilkakrotnie na terenie Parku – nic takiego się nam nie przytrafiło.
  • Teoretycznie, w Centrali Parku w Huaraz, należy również zaopatrzyć się w dokument będący ubezpieczeniem. Również nikt tego nie sprawdza.
  • Namioty można rozbijać na terenie całego Parku Narodowego, bez dodatkowych opłat, jednak wyznaczone do tego, oznakowane miejsca, nadają się do tego celu naprawdę dobrze (dobre dojście do wody, płaski teren, ładna trwa).
  • Dystans z punktu, gdzie kończy się trekking (Vaqueria) do normalnej drogi w Yungay wynosi 47 km gruntową drogą (3 – 4 h jazdy). Cena taksówki – 200 Soli, cena ‘złapanej na stopa’ ciężarówki – 20 Soli na osobę.

 

 

 

DSC_0723 (2)

DSC_0699

DSC_0561

DSC_0748

Podziel się !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *