Opuściliśmy już Kolumbię, opuściliśmy Ekwador, oznacza to, że można podsumować pewien niezwykle ważny aspekt tych krajów – mianowicie PIWO. Ten złocisty wywar zwany napojem bogów jest w owych krajach (o zgrozo) FATALNY. Może to świadczyć o mało wyszukanym guście tutejszych bogów. Ale do rzeczy:
KOLUMBIA:
Wszystkie browary podawane w zgrabnych buteleczkach max 350 ml.
Cena od 2000 do 3000 peso (4 do 6 zł) w sklepie za zgrabną buteleczkę.
Aquila – najpopularniejszy kolumbijski brand, wrażenia: gazowane rozwodnione popłuczyny,
Aquila light – light? To znaczy że normalna Aquila jest niby heavy? Nie odważyłem się,
Club Colombia – rozwodniona lura, ale przynajmniej ma nutkę goryczki, najlepsze co można dostać w tym kraju.
Poker – już po pierwszym łyku zrozumiałem nazwę…pijąc te pomyje trudno zachować pokerową twarz,
Costenita – tak, to było piwo? nie zauważyłem, 175 ml buteleczka, gazowanego czegoś.
EKWADOR:
Tutaj już było znacznie lepiej, piwka cięższe, tańsze i dostępne w zacnych 650ml butlach.
Cena od 1 do 2 USD za butlę.
Pilsener – główny ekwadorski browar, w smaku o niebo lepry od kolumbijskich braci aczkolwiek bez rewelacji, ot taki nasz lżejszy Żuberek.
Club – droższa marka, częściej dostępna w tych lepsiejszych restauracjach, moim zdaniem słabizna i cienizna. Widać producent wzorował się na kolumbijskich przysmakach.
Obecnie prowadzę intensywne badania w PERU i musze przyznać, że wstępne wyniki są zadowalające…
MaUpa